kocham moja prace okiem kierowniczki

Kocham moją pracę!

Może to Ci się wyda banalne lub wręcz naiwne, ale tak jest. Bez ściemy.
Tym bardziej boli fakt, że odchodzę. Tak…, dokładnie z końcem tego miesiąca moja 15 – letnia przygoda z pracą Kierowniczki na etacie, dobiega do mety… ;(
Z jednej strony jest mi z tym strasznie smutno, ciężko i źle, z drugiej natomiast cieszę się na to co mnie czeka, nowe wyzwania.
Powiem Ci, że decyzja o rezygnacji z etatu była chyba najcięższą jaką musiałam podjąć w swoim życiu. Decyzja ta nie została podjęta z dnia na dzień, tylko dojrzewała we mnie od kilku lat.
To nie znaczy, że tytuł jest przewrotny. Nie, kocham swoją pracę! Uwielbiam ludzi z którymi pracuję, wiem, że to ich tak najbardziej będzie mi brakowało, będę tęskniła.

Początek mojej historii zawodowej…

Praktycznie zaraz po maturze (zdanej oczywiście) zaczęłam pracować. Nie dostałam się na studia, na które chciałam (architektura ogrodów) – cóż, prawda jest taka, że byli lepsi ode mnie. A ja, tak naprawdę nie wiedziałam do końca co chciałabym ze sobą zrobić. I tak się to zaczęło.. (w sumie już wcześniej wykazywałam oznaki przedsiębiorczości i niezależności finansowej zaczynałam od mycia samochodów na osiedlu, a potem pomagałam tacie w jego firmie – tylko po to, żeby zarobić na kieszonkowe)
Tak więc znalazłam pracę, początkowo jako przedstawiciel handlowy w „branżowych książkach teleadresowych” – pracowałam na umowę zlecenie i mimo dobrych wyników wiedziałam, że na nic więcej nie mogę liczyć (w sensie na umowę o pracę, niestety takie były czasy….).
Następnie prowadziłam biuro handlowe (projektowanie i kosztorysowanie mebli na wymiar); tu naiwnie wierzyłam, że w końcu dostanę umowę, ponieważ miałam super wyniki. No cóż, pomyliłam się i pewnego dnia stwierdziłam, że nie będę pracowała na takich zasadach.
Długo szukałam kolejnej pracy, chyba kilka miesięcy. Odzew na moją ofertę był słaby, a jak już był to warunki wydawały mi się podejrzane, tym razem już wiedziałam na co zwracać uwagę.

Złapałam Pana Boga za nogi….

Kolejne ogłoszenie o pracę znalazłam w gazecie, tak w tamtych czasach tak się szukało pracy. Wysłałam swoją ofertę na stanowisko konsultanta serwisu Klienta z językiem francuskim; mimo, że wiedziałam, że nie do końca spełniam podane kryteria, ale stwierdziłam, że co mi szkodzi spróbować. Francuskiego uczyłam się w podstawówce, a potem w liceum, uwielbiałam go i stwierdziłam, że jakoś dam radę. Ewentualnie zanim mnie przyjmą to będą musieli sprawdzić. Zostałam zaproszona na rozmowę kwalifikacyjną i wtedy nie sądziłam, że tak potoczą się moje losy…
Dostałam tą pracę i umowę, od razu. Byłam w siódmym niebie. Dosłownie!
I, bynajmniej, nie było różowo jak się zdaje. Byłam najmłodsza, zakompleksiona, najsłabiej znałam francuski, ale widocznie nie było innych chętnych. Pierwsze „schody” pokonywałam we Francji, gdzie wyjechaliśmy na miesięczny staż. Wydawało mi się, że francuski, którego ja się uczyłam w szkole był zupełnie inny od francuskiego Francuzów. Ok, pod koniec miesięcznego pobytu rozumiałam już dużo więcej, natomiast byłam strasznie zblokowana jeśli chodzi o mówienie. Unikałam konwersacji, jak tylko mogłam… wydawało mi się że gadam głupoty… i pewnie tak było. No, ale cóż nie sądziłam, że mogłoby być gorzej, a było, potem.

Jednak chyba zrezygnuję…

Po powrocie do Polski, rozpoczęliśmy telefoniczną i mailową obsługę Klienta (francuskojęzycznego rzecz jasna…) i tu okazało się, że o wiele łatwiej rozmawiać z kimś twarzą w twarz, w języku, który znasz tyle o ile, niż rozmawiać z kimś w tym języku przez telefon. Pamiętam do dziś, że wydawało mi się, że w słuchawce słyszę język chiński a nie francuski, że nic kompletnie nie rozumiem. Poddałam się, stwierdziłam, że to nie dla mnie.
Już miałam zrezygnować, kiedy mój ówczesny kierownik powiedział mi, że wierzy we mnie, że mi się uda, ale muszę się postarać.

Wsparcie ponad wszystko…

I możesz wierzyć lub nie, ale to zadziałało jak kopniak w tyłek. Takiego wsparcia potrzebowałam. Nie zrezygnowałam, pracowałam ciężko, uczyłam się, wykazywałam się tam gdzie mogłam, chciałam odwdzięczyć się za to, że dano mi szansę.
W ten sposób po 2 latach pracy, zaproponowano mi stanowisko kierownika działu. Przez 15 lat praca była dla mnie bardzo ważna, momentami najważniejsza. I niech Ci się nie wydaje, że 15 lat w jednej firmie to nuda. Owszem miewałam momenty, że miałam dość, chciałam coś zmienić. Generalnie praca była bardzo dynamiczna, cały czas coś się działo, nowe wyzwania, nowe projekty, ciągłe szukanie rozwiązań jak coś usprawnić, zautomatyzować, rozmowy z Klientami, wymiana maili, rekrutacje, szkolenia, raporty, itd… cała masa pracy, nowe znajomości, przyjaźnie, śmiech i płacz czasami…

Kocham moją pracę, do dziś.

Mimo, to odchodzę.

W październiku 2017 miałam operację, miałam wrócić po 3 tygodniach… niestety od tej pory pozostaję na zwolnieniu lekarskim i rehabilituję głos. Moje narzędzie pracy nie działa jak powinno. Tracę głos, gdy zbyt długo mówię, tak więc odpuściłam stanowisko Kierowniczki, gdzie głos jest kluczowy. Ćwiczę codziennie, aby wrócić do dawnej formy – wierzę, że będzie dobrze (z resztą takie są rokowania).
Fakt jest taki, że w pracy czułam się bezpiecznie, byłam we własnej strefie komfortu, robiłam to co lubiłam. W końcu dojrzałam do zmian!
Dla mojej rodziny to jest i będzie wielka zmiana, do tej pory miałam naprawdę mało czasu dla dzieci. Co gdzieś głęboko we mnie siedziało i podsycało wyrzuty sumienia. Niestety. Ale tak jak mówi Kamila Rowińska: „Płacę cenę za swój sukces i płacę cenę za swoje wyniki.” Bolesne, ale prawda.

Czekam na nowy rozdział…

Czekam na moment, kiedy wrócę do formy i rozpocznę nowe projekty zawodowe. Póki co czytam, rozwijam swoje kompetencje. Kocham moją pracę, mam nadzieję przenieść z niej jak najwięcej do nowych zawodowych wyzwań.
cytat okiem kierowniczki paska odwaga
Od jakiegoś czasu marzyłam o własnym biznesie, jednak początkowo źle się do tego zabrałam. Szukałam na siłę pomysłów na biznes. Dodatkowo „mentalnie” utknęłam tam gdzie było mi dobrze, gdzie bezpiecznie.
Dopiero sytuacja w jakiej się znalazłam pozwoliła mi spojrzeć z boku na to co potrafię i co mogę z tym zrobić. Założyłam bloga, po to, żeby się nauczyć jak to robić oraz po to, żeby dzielić się swoją wiedzą i doświadczeniem (skoro nie za bardzo mogę mówić, to piszę?).
Wiem jakie są główne wartości i zasady dla których, i według których chcę pracować. Bardzo cenię sobie niezależność i rozwój osobisty. Jak tylko wrócę do formy, dam znać jakie mam plany. Póki co, znam tylko zarys, ale nie chcę zapeszyć. Wiem jak życie potrafi zaskoczyć.

Piszę ten artykuł, żeby pokazać Ci, że moja historia jest podobna do wielu innych. Najważniejsze to nie poddawać się, dążyć do celu. Teraz już to wiem, nie poddaje się, mimo przeciwności. Szukam rozwiązań, które będą pasowały do mojego trybu życia i stanu zdrowia. Do tej pory kierowałam się głównie rozumem, teraz wkracza intuicja i serce.
Boję się co będzie, a jednocześnie jestem podekscytowana tym co nowe i nieznane.
Będzie inaczej, ale będzie dobrze. Trzymaj kciuki!

Leave a Comment

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Shopping Cart
Scroll to Top